Menu

niedziela, 29 marca 2020

..::wyjątkowo trudny marzec::..



"Znowu się rozstaję z moimi łzami
Jak balon, co zrzuca kolejny ciężki worek.
Unoszę się w stronę sufitu,
Z góry patrzę na moje ciało."

Już kiedyś mówiłam, że kocham marzec i że jest to dla mnie wyjątkowy miesiąc. Dokładnie 18 marca, kiedy to jeszcze trwała kalendarzowa zima, ale wiosna zbliżała się już wielkimi krokami do naszych drzwi, o godzinie 8:50, wydobyłam z siebie swój pierwszy oddech, swój pierwszy krzyk. Pojawiłam się na tym świecie uszczęśliwiając tym samym życie mojej Rodzicielki.
     Marzec jest miesiącem, kiedy wszystko budzi się do życia. Kiedy dni są coraz dłuższe, a noce coraz krótsze.
     Marzec jest miesiącem bieli i fioletu - przebiśniegi i krokusy przeciskają się przez grubą szatę ziemi, przez dywan liści minionej jesieni i pną ku słońcu.
     Marzec jest miesiącem wymiany garderoby z tej szarej i ciężkiej, na kolorową i lekką, bardziej zwiewną.

    
     Co roku, od kilku lat, kiedy zmieniam kartkę kalendarza z lutowej, zimnej aury, na marcową, wiosenną, moje serce wypełnia niepohamowana energia. Czasem sama zastanawiam się, skąd we mnie tyle siły, radości i nowych pomysłów i inspiracji. Czy dlatego, że jest to miesiąc, kiedy zaczęło się moje życie? Czy tylko dlatego? Chyba nie tylko. Ale wraz z moim przyjściem na świat, wraz z corocznym świętowaniem tego wyjątkowego dnia, wraz z nowym życiem, jakie we mnie wstępuje, budzą się też we mnie nadzieje. Czas ten sprzyja różnego rodzaju rewolucjom oraz metamorfozom. Porządkuję swoje gniazdko, czasem przestawiam meble, urządzając tym samym nową przestrzeń wokół siebie. Często w marcu zmieniam fryzurę – taka oto nowa ja. A wszystko po to, by czuć się lepiej, ładniej i odrodzić się, jak budząca się do życia przyroda.
     Każdy marzec jest dla mnie miesiącem wielkich zmian. Marzec 2019 był dla mnie miesiącem wyjątkowo szczególnym. Zmieniłam swoje najbliższe otoczenie. Zmieniłam miejsce, w którym spędzam większość godzin dziennie. Cały miniony rok był rokiem wielkich zmian, nowości, wątpliwości, niepokoju, ale także radości, spokoju i pokoju. Pamiętam, że postanowień miałam chyba więcej, niż tych sylwestrowych.
     Ten marzec też okazał się miesiącem wyjątkowym. Niestety w złym tego słowa znaczeniu. Dopadła mnie „przymusowa”, domowa kwarantanna. I zamiast podziwiać budzącą się do życia przyrodę, szukać pierwszych oznak wiosny, a o poranku chwytać kije i przemierzać nowe kilometry, ja zostałam zamknięta. Jakby ktoś podciął mi skrzydła. Podciął, to chyba nawet mało powiedziane. Moje skrzydła po prostu zostały połamane. Moje skrzydła krwawią.
     Nie jestem typem domownika. Lubię słuchać ciszy o poranku, śpiewu ptaków, ale lubię też bywać w gwarnych miastach. Lubię, kiedy wokół mnie coś się dzieje. Lubię poznawać nowych ludzi, choć nie zawsze jestem na tyle otwarta, by od razu wejść w dane towarzystwo. Ja po prostu lubię przebywać wśród ludzi, wśród najbliższych mi osób, wśród przyjaciół.
     Dlatego zamknięcie nie działa na mnie zbyt dobrze. Snuję się z kąta w kąt. Staram się pogodzić pracę zdalną z bycie mamą, nauczycielem 2-klasisty i przedszkolanką dla 6-latka. Staram się być jednocześnie pracownikiem, mamą, córką, przyjaciółką. Ale chyba nie do końca sobie z tym wszystkim radzę. Jedyne co mi pozostaje, to żyć nadzieją. Nadzieją na lepsze jutro. Nadzieją, że wkrótce to wszystko się skończy. Nadzieją, że to tylko zły sen. Że w końcu się obudzę. Że tak naprawdę to wszystko tylko mi się śni, że to nie dzieje się naprawdę. Że wraz z końcem marca, tego pięknego cudownego i tak przeze mnie kochanego, a w tym roku zdecydowanie znienawidzonego, skończy się ten cały koszmar..


Foto: https://www.eska.pl/news/pogoda-marzec-2020-warszawa-polska-radom-zakopane-aa-tybF-hgCW-NCob.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz