Menu

środa, 1 maja 2019

..::W moich snach wciąż Warszawa (i WrocLove)::..




"W moich snach wciąż Warszawa
pełna ulic, placów, drzew.
Rzadko słyszysz tu brawa -
częściej to drwiący śmiech."


  


     Dokładnie miesiąc temu rozpoczęłam nowy etap w moim życiu, otrzymałam kolejną szansę. Zakończyłam jeden rozdział, a rozpoczęłam zapisywanie kolejnych stron księgi pt.: „Cała ja”.
     Składając wypowiedzenie w poprzednim zakładzie pracy liczyłam na porozumienie stron i skrócenie okresu wypowiedzenia z 3. na 2. miesiące. Niestety nie dane mi było skorzystać z tego przywileju i musiałam czekać blisko cztery miesiące, cztery długie miesiące, by opuścić progi szpitala, by zamknąć pewien etap w moim życiu. No i się doczekałam.

 
     Dokładnie 1 kwietnia, w Prima Aprilis, zjawiłam się przed szklanymi drzwiami, które stanęły przede mną otworem. No, może nie tak do końca, bo same się nie otworzyły, a z pomocą, nazwijmy to, barczystego mężczyzny.
BB (czyli ja): Dzień dobry, ja do Pana DJa.
On: Nie ma go jeszcze.
BB: Aha, bo ja jestem nowym pracownikiem. I nie jest to Prima Aprilis.
     I tak to się wszystko zaczęło. Przekroczyłam próg przy M. i tam zapisuję kolejny rozdział w moim życiu. I choć żal było mi zostawiać poprzednie stanowisko, choć miałam mnóstwo obaw, choć czeka mnie tu jeszcze jeden, chyba najtrudniejszy egzamin, to dziś widzę, że warto było! Dziś, spotykając znajomych słyszę, że i we mnie zaszły znaczące zmiany, że jestem spokojniejsza i tryskam dobrym humorem, że w końcu rozkwitłam (cokolwiek to znaczy). I raduje się serce moje, gdy słyszę tak pozytywne słowa z ich ust. Z każdym dniem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to właśnie to! Że było warto! Zaryzykowałam i opłaciło się!
     Dziś jestem przede wszystkim spokojniejsza. Nie budzę się każdego dnia z myślą, że „znów muszę tam iść”. Dziś nie brakuje mi tamtych intryg, obrażania i posiadania much w nosie. Dziś nie brakuje mi „dzieci z przedszkola”. Dziś nie brakuje mi nadgodzin, spotkań z dyrekcją, rozdzielania obowiązków i sprawdzania wszystkiego po wszystkich. Dziś nie brakuje mi odpowiedzialności za błędne dane wsadowe. Pomimo tych wszystkich pozytywów jednak czegoś mi brakuje. Z łezką w oku wracam do wspomnień związanych z tymi kilkoma osobami, dzięki którym uśmiech gościł na mojej twarzy.
Różyczko – dzięki za bycie tą zołzą, z którą zostałam za karę! wyrzucona do pokoju obok i która stała się najbliższą memu sercu. Za kubek, godziny rozmów, uwagi, wskazówki i bycie sobą!
Marecki – jak dobrze, że dzięki mnie organizowałeś nasze pierwsze wspólne wyjście integracyjne. Dzięki za wielogodzinne rozmowy, te bliższe i te dalsze. Jak Ty sobie w ogóle radzisz, bez księżniczki/królowej? :)
Łysy – chyba czas wrócić rycerzu do pracy, a nie bawić się to w Ciechocinku (taki z Ciebie Maxi Kaz), to w domowych pieleszach ;)
Ewa – mój Ty opiekunie kosztowy, za bycie „taką jak ja” :D
Paweł – za pierwsze biegi, rozmowy, kręgle i spanie na ławce :)
Reniu – dzięki za każde Twoje dobre słowo.
Marecki, Łysy, Ewa, Patrycja, Paweł, Marek, Wojtek, Marcin, Krzysiu – dziękuję za Warszawę, WrocLove, tańce, hulańce, swawole, kręgle, bilard, wypite kufle piwa, zapiekanki z ogórem lub bez. Za to, że po prostu byliście :)

Edit:
Zapomniałam!!
Żaneta - za wsparcie w trudnych chwilach. Za uśmiech i za łzy. Za kubki, bransoletki i Mikołaje.
Wiola - za pogaduchy, płoty i "dlaczego dziewczyny mają ci współczuć...?". Za pomoc nieocenioną, wsparcie i bycie podporą.
Krychu! - za wszystko! Jesteś jedyny w swoim rodzaju! Nasz kosztowy rodzynek :-)

Do zobaczenia wkrótce :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz