"I wiecznie się wzruszam i mięknę,
Chociaż to takie dziewczęce.
A Ty śmiejesz się ze mnie,
A ja usycham i więdnę.
Powiedz mi, powiedz swoje lęki i fobie."
Od czasu do czasu kobieta potrzebuje czasu dla siebie. Dla siebie i swoich koleżanek. Znajomych sprzed lat, z którymi wiążą ją liczne, jedyne i niepowtarzalne wspomnienia. Ale i tych nowo poznanych, od których bije taka radość, że zaraża wszystkich wokół. StyLova Mama też potrzebuje czasem takiej odskoczni. Dziewczyny, cabrio, selfie, tysiące selfie.
Coś ostrego i coś słodkiego.
Uśmiech i łzy.
Radość i cierpienie.
Przeszłość i przyszłość.
Rozmowy o wszystkim i o niczym.
Czytanie ze zrozumieniem i całkowity brak zrozumienia...
Wczoraj, podczas #lejdisnight, jedna z dziewczyn powiedziała, że boi się klaunów. A klaun karzeł, to już w ogóle apogeum. Większość osób zna moje lęki i fobie, ale to właśnie wczorajsze spotkanie skłoniło mnie do publikacji. Przyznać się, czy się nie przyznać?
"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Mówię to wam ze swego nieznanego serca." Każdy z nas zna siebie samego na tyle, na ile udało mu się w życiu siebie samego sprawdzić. Prawdziwe oblicze naszej natury jest zazwyczaj głęboko ukryte i ujawnia się dopiero w sytuacjach ekstremalnych. Człowiekowi ciężko jest przewidzieć swoje zachowanie w pewnych sytuacjach, z którymi nie miał wcześniej do czynienia. Bywa, że decyzje podejmowane w obliczu zagrożenia zaskakują nas samych. Jedni wykazują się odwagą, o której sami nie mają pojęcia, inni tchórzostwem i biernością. Ciężko jest czasem stawić też czoło lękom czy wyzwaniom, jeśli wiemy, że są sytuacje, w których byśmy się nie odnaleźli.
Zaczęło się poważnie, ale wcale poważnie nie będzie..
Zawsze wydawało mi się, że niczego się nie boję, że jestem pyskatą, małą zołzą i poradzę sobie w każdej sytuacji. Spodnie na tyłku, podarte kolana, wspinaczka na drzewa - z tym wszystkim jestem za pan brat. Taka oto ze mnie chłopaczyca. Mało kobieca chłopaczyca. A jednak się boję. A może raczej brzydzę?
Z pewnością boję się pająków, a strach ten jest wręcz obsesyjny. Piszczę, krzyczę, po policzkach spływają mi łzy. Mieszkając w domu prywatnym oswoiłam się ze zwykłymi "garażowcami", a to dla mnie duży postęp. Panicznie boję się tych dużych, włochatych pająków. Także tych mniejszych, ale kosmatych (nie mylić tu z kosmatymi myślami). Węże, myszy, szczury, żaby, inne płazy czy gady.. raczej się ich brzydzę, niż boję. Aczkolwiek w sklepach zoologicznych zawsze staram się chodzić jak najdalej od ich klatek. Co natomiast, jeśli któreś z ww. nagle pojawi się pod moimi drzwiami? Co StyLova Mama wówczas robi? A no właśnie to...
Kilka lat temu, kiedy chłopcy już smacznie spali, a Zaślubiony razem z nimi (notabene w łóżeczku z Młodszym) postanowiłam pobawić się jeszcze trochę w tą a'la Perfekcyjną Panią Domu i wstawić wieczorne pranie. Przez te 50 minut zdążę przeczytać kilka rozdziałów książki. No to wzięłam stertę prania i zeszłam na dół do pomieszczenia gospodarczego, gdzie stoi pralka.
Dla lepszego zobrazowania co i jak, oto rzut chatki :) Tylko się nie śmiejcie z moich rysunków! Żadna ze mnie malarka, a już tym bardziej malarka obsługująca painta :) W każdym razie zaczynając od lewej mamy drzwi wejściowe do chatki, w środku pomieszczenie gospodarcze, a z prawej warsztat i garaż. Ale wracając do tematu..
Utknęłam w pralni, bez telefonu (od dziś noszę ze sobą wszędzie komórkę, nawet do wc!), bez żadnego środka komunikacji z górą (czyli domem i resztą domowników). Utknęłam! Nie pomogły walenia łopatką do piasku po rurach. Wszyscy spali. Jak zabici. W już zwłaszcza mój Mąż. Waliłam tak mocno i tak długo, że aż złamałam chłopakom łopatkę 😑 No i co teraz? Z 50 minut prania zostało 20! Co? Spędziłam w pralni sama już 25 minut!? Przez jedną, głupią żabę?!
Kolejna próba wydostania się z tego koszmarnego miejsca. I.. kolejna porażka! Nie potrafiłam ruszyć nogą i wystawić ją poza próg pralni! To jakiś koszmar! No dobra, dotrwam już do końca prania, a potem.. wyjdę i rzucę na nią kurtkę mojego Męża. Albo nie, walnę ją czymś! Tylko czym? A jak nie trafię? A jak na mnie wskoczy?! Rajuśku ty! No nic, potem coś wymyślę.
Uwięziona w pralni znalazłam stare listy od/do Mariah. Przy najbliższej okazji opowiem Wam o Niej i naszej przyjaźni. Znalazłam tekst o tym, jak poznałam mojego obecnego Męża, o naszych smsach, o wizycie u wróżki, o..
Pik! Pik!! Pik!!! Pranie się skończyło. Wywiesiłam je, chyba najwolniej jak tylko potrafiłam. Czas stawić czoło żabie. Znów powoli otwieram drzwi, znów powoli wychylam się zza nich.. Ale jestem głupia, a jak ta żaba teraz siedzi przed drzwiami, a nie w rogu, bo sama wystraszyła się mojego trzaskania? Ale jestem głupia! No nic, ostatnia szansa, bo inaczej utknę tu na dobre! A nie mam zamiaru nocować w pralni!
Brrrr, jak ja nie cierpię żab!
Foto: https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBaba_wodna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz